
Motocykle
Dwaj niemieccy wynalazcy Gottlieb Daimler i Wilhelm Maybach dzięki Bogu wynaleźli motocykl w 1885 r. Pierwsze motocykle były rowerami z zamocowanym silnikiem spalinowym, który paskiem klinowym napędzał tylne koło. Trochę podobnie wygląda to dziś, ale jest to zdecydowanie już bardziej zaawansowana technologia. W zależności od zapotrzebowania i upodobania motocykle dzielimy na choppery, cruisery, turystyki, terenowe, wyprawowe, sportowe aż do ich małoletnich dzieci motorowerów. Obecnie istnieje kilkanaście największych i najbardziej szanowanych producentów jednośladów na świecie. Nie biorę tu pod uwagę wszelkiej maści chińskich wynalazków. Każdy z tych wytwórców posiada w swojej stajni różne typy motocykli, które rozszerzone są do poszczególnych modeli, pojemności silnika, czy chociażby uzupełnienia w akcesoria, czy kolorystykę. Idzie zwariować prawda? Kiedyś to człowiek był wniebowzięty, jak posiadał rodzimą WSKę 125, a dziś wiecznie mu mało i chce więcej. Nowszy, większy, szybszy, ładniejszy.
Też zastanawiasz się, żeby zostać motocyklistą? Urzekła Cię powszechna moda na ten rodzaj transportu? Masz do tego prawo. Dlaczego jednak wpadłeś na to tak późno? Grubo po trzydziestce nagle ludzie wpadają, że chcą zostać bikerami. Ubierać się w fajne ciuszki i pohałasować trochę pod blokiem. Jakkolwiek ktoś by do tego poważnie się nie zabierał, to jest to trochę komiczne. Dlaczego? A dlatego, że potem wszelkie fora i portale zawalone są, tak dziwnymi pytaniami i odpowiedziami, że motocyklowy weteran krztusi się piwem czytając to. Rodzisz się z tym czymś albo odkrywasz to powoli od dziecka, bo tego chcesz, bo nie pozwala Ci to spać spokojnie i myślisz tylko o tym każdego dnia. To się nazywa pasja. Studiujesz ją i tyle. Wtedy nie zadajesz głupich pytań, jaki olej wlać do Yamahy Fazer, bo ktoś Ci odpisze, że najlepiej kujawski. Jakbyś się interesował tematyką to byś wiedział, jaki wlać bez rozkręcania dyskusji. To samo tyczy się ubrań, kasków, czy nawet samych motorów. Doświadczony biker wie już, co nieco na ten temat i unika takich pytań i dyskusji, bo wiadome jest, że każdy będzie polecał to, co samemu posiada, bo nigdy nie posiadał, czegoś innego, lepszego, więc nie ma obiektywnego porównania, więc co ma napisać? A zabłysnąć wiedzą chce. To samo forumowi mechanicy. Nie wiedzą, ale się wypowiedzą, bawiąc się w zgadywanie i narażając pytającego na niepotrzebne rozbebeszanie motoru. Kolejna rzecz. Chciałbyś zostać motocyklowym podróżnikiem jak niektórzy twoi koledzy? Fajnie, bo podróże wiele Cię nauczą. Nigdy jednak nie spałeś pod namiotem i nie kempingowałeś na dziko? Trudno. Zawsze musi być ten pierwszy raz. Szkoda, że może okazać się bolesny. I znowu będziesz musiał rozpoczynać milion wątków na forach jaki namiot, śpiwór itd. I tak samo znowu ludzie polecą Ci to, co sami używają od tandetnych namiocików z lidla po jakieś mega drogie wyprawowe. Na internecie, na stronach producentów i sklepów znajdziesz wszelkie informacje i wskazówki. Wystarczy trochę wytężyć mózg i chęci. Jeśli okaże się, że motory i podróże na nich są czymś na co czekałes całe życie, będziesz jeździł do końca swoich dni. Niestety w życiu wygląda to tak, że napaleńcy porzucają swoją ”pasję” po 2-3 latach uznając, że jazda w deszczu nie jest dla nich, a kosztowne serwisowanie nie jest na ich kieszeń. Życzę jednak wytrwałości. Prawda bywa okrutna, ale naprawdę maskarada i zabawa w motocyklistę jest przez wielu traktowana z przymrużeniem oka. Nie staniesz się przez jeden sezon kimś, kim nigdy nie byłeś i daruj sobie motocyklowy slang, bo brzmi on co najmniej zabawnie. Bądź sobie motocyklistą. Wchodź w ten świat powoli i z rozwagą, bez szumu i popisówki, a w oczach starych bikerów będziesz postrzegany jak motocyklista, a nie sezonowy przebieraniec.
Podróżuję solo, ewentualnie z partnerką na plecach. Wielu jednak woli w grupie. Za cholerę nie potrafię odkryć dlaczego. Obcy ludzie skrzykują się gdzieś w internecie i jadą gdzieś w daleką podróż. No ok. Co oni jednak mają w głowach i jak radzą sobie ze stresem, kiedy jeden z kolesi chce zatrzymywać się co 100 kilometrów, bo go dupa boli. Inny natomiast wlecze się z tyłu, bo nie umie jeździć szybciej niż 100km/h, a jego 250-tka też ledwo daje radę. Kolejny musi szluga, co chwilę zapalić, a jeszcze inny chce zobaczyć to, czy tamto i zatrzymać się na chwilę u kuzynki w Norwegii. Wow! Ja bym zwariował. Raz czegoś podobnego doświadczyłem podczas pewnej wyprawy. Nie była to jednak motocyklowa. Zwariowałem. Na motorze jednak poznałem kiedyś Litwina w Norwegii i razem wracaliśmy do niego do domu na Litwie. To były traumatyczne chwile. Lokalnie też jeździłem w grupie. Stwierdzę krótko. Never again! Do grupowych wypraw skłaniają ludzi obawy o złapanie kapcia, awarii motocykla lub zwyczajnie bezpieczeństwo. Mogą sobie sami nie poradzić. Jeśli takie myśli biorą u kogoś górę, to znaczy, że brak w nim duszy podróżnika. Życzę jednak wytrwałości. Inni szukają po prostu towarzystwa. Jeśli szukasz nowych przyjaciół to dobrze.
Kluby motocyklowe. Kiedyś mnie interesowały, aż nie odkryłem, że jest to swego rodzaju zabawa w zdobywanie pozycji w grupie. Kto więcej dla klubu zrobił? Kto więcej wyjeździł? Kto jest starszy wiekiem i starzem, a przede wszystki kto ma więcej naszywek, badzików i przypinek wszelkiej maści? Zasady, regulaminy, obowiązki. Osobiście wolę zostać tak zwanym samotnym wilkiem-lone wolf, no clubs.