|
Podróż z
Polski do Irlandii na dwóch kółkach może być
całkiem ciekawa...
Droga z Polski do Irlandii to ponad 2000 kilometrów. W sam
raz, żeby się zmęczyć i zobaczyć coś po drodze. Pewnie wielu z was ją
pokonało i dla wielu wydawała się żmudną drogą bez końca. Dla mnie
była, to tylko kolejna wyprawa motocyklowa na moim wiernym kompanie
Kawasaki KLE z kilkoma klamotami w sakwach. Dystans w
porównaniu z poprzednimi wyprawami wydawał mi się wręcz
śmieszny, ale nie ukrywam, że dostałem trochę w kość. Koniec czerwca to
chyba idealny okres na tego typu podboje. W lipcu może grzać, a sierpniu może
nieźle padać.
Wyruszyłem z rodzinnych Polic. Sama już nazwa budzi różne
skojarzenia, tym bardziej w anglojęzycznych krajach. Jakie jest moje
miasto? No Police! Te prawie 800 letnie miasto z blisko 40tys
mieszkańców znane jest głównie z ogromnych
zakładów chemicznych, w których produkuje się
nawozy azotowe, biel tytanową, amoniak, mocznik, nawozy fosforowe, kwas
fosforowy, kwas siarkowy, kwas fluorokrzemowy, siarczan żelaza. Wbrew
powszechnej błędnej opinii o zatruwaniu przez nie lokalnego środowiska
muszę stwierdzić, że owe zakłady inwestują ogromne pieniądze w ochronę
środowiska, dzięki czemu Gmina Police zwana jest Zieloną Gminą.
Infrastruktura w mieście jest bardzo dobrze rozwinięta i budownictwo
mieszkaniowe również. Ma się wrażenie, że wszędzie są nowe
drogi i chodniki, a budynki odnowione i kolorowe. Nie ma lipy.
Zabytkowe miasteczka jak Trzebież i Nowe Warpno wchodzące w granice
gminy przyciągają turystów plażami nad zalewem szczecińskim.
Ważnym zabytkiem są dawne niemieckie zakłady benzyny syntetycznej z
okresu II wojny światowej. W zakładach tych produkowano paliwo lotnicze
na potrzeby wojny i było ono pozyskiwane z węgla! Niesamowita
technologia jednak nieopłacalna. W fabryce pracowali przymusowo
niewolnicy z pobliskich obozów koncentracyjnych. Dziś jest
ona porośniętym krzakami ogromnym kompleksem budowli naziemnych i
podziemnych sięgających nawet czterech kondygnacji w dół. W
takim mieście się wychowałem i stamtąd wyruszyłem. Pojechałem do
Niemiec przez słynne przejście graniczne Lubieszyn przez
które w latach '90 przewożono kradzione samochody,
nielegalnie zarobione pieniądze, narkotyki i prostytutki. Dalej już
tylko prosta droga do Hamburga do kolegi Pawła z Polic,
który osiadł tam na dobre. Odwiedzę go już chyba trzeci raz
podczas moich podróży. W Hamburgu czeka też na mnie moja
dziewczyna, która właśnie tam przyleciała z Irlandii, abym ją po
drodze zabrał. Lubię Hamburg za jego porządek i
ciekawych ludzi, często skrajnych w swych poglądach. Są tutaj
Harleyowcy z Hells Angels, anarchistyczni kibice z St.Pauli, punki,
prostytutki, terroryści, narkomani i faszyści, czyli każdy kto ma nie
po kolei w głowie znajdzie coś dla siebie. Hamburg to
północna perła Niemiec. Miasto liczy 1,74 mln ludności,
drugie po Berlinie. Posiada największy port morski kraju (75 mln ton
przeładunku). Jest to wielki ośrodek przemysłowy (statki,
elektrotechnika, przetwórstwo ropy, przemysł spożywczy) i
finansowy. W 2011 roku miasto to otrzymało tytuł Europejskiej Stolicy
Czystości. Historia miasta jest również ciekawa. Pierwsza
osada na terenie dzisiejszego Hamburga pochodzi z IV wieku p.n.e. Od IV
do VI w. n.e. tereny te zostały zasiedlane przez Sasów. W
810 cesarz Karol Wielki wybudował kościół, żeby nawracać
pogańskich dotąd Sasów. Dla obrony tego kościoła został
zbudowany gród warowny, który nazwano w 858
Hammaburg. Takie były początki miasta. Okres II wojny światowej był
najtragiczniejszym wydarzeniem w dziejach Hamburga. Miasto
szczególnie ucierpiało w 1943 roku w czasie bombardowań
alianckich (Operacja Gomora) będących reakcją na niemiecką agresję.
Wtedy to większa część zabudowy została zniszczona, zginęły dziesiątki
tysięcy ludzi. Do atrakcji turystycznych trzeba zaliczyć zabytkową
część portu, po którym można pływać wycieczkową łodzią.
Trzeba odwiedzić śródmieście i ratusz, a także dla
wielbicieli sportu stadion St.Pauli. Innym ciekawym miejscem jest Mini
Wunderland, gdzie w starym budynku portowym mieszczą się makiety wielu
miast i miejsc niemieckich i nie tylko. Wszystko wygląda jak
miniaturowe miasta z ludźmi i poruszającymi się pojazdami, a nawet
latającymi samolotami. Odnalazłem też swoją zgubę Joannę i wzieliśmy
udziała w zlocie
niemieckich motocyklistów, który odbywa się, co
roku. Fajnie było przejechać się z tysiącami motocyklistów
po ulicach Hamburga. Taki jest ten cały Hamburg. Noc spędziłem u
kolegi, a następnego dnia rano wyruszyłem do Amsterdamu, gdzie dużo się
działo, ale o tym w następnej części opowiadania juz niebawem...
|
|
XXX
Amsterdam
Kto
nie słyszał o tym miejscu? Miasto rozpusty, sexu i
narkotyków, ale czy tylko tego? W trakcie naszej motocyklowej
podróży z Polski do Irlandii musieliśmy zajechać
także i tam. Miasto przyciąga nie tylko tym, co u nas
zakazane, ale jest naprawdę wyjątkowe pod każdym
względem. Przyjrzyjmy się mu bliżej. Amsterdam jest
największym miastem Holandii i jego konstytucyjną stolicą
choć wszystkie najważniejsze urzędy państwowe
mieszczą się w Hadze. Nazwa miasta zaczerpnięta jest
od nazwy jej największej rzeki Amstel. Amsterdam oznacza jednak
po drobnych modyfikacjach 'tama na rzece Amstel'. Charakterystycze
dla miasta jest sieć kanałów, których jest aż
160, które razem splatają miasto tworząc coś w
rodzaju pajęczej sieci przez, co mówi się iż
Amsterdam jest Wenecją północy. Miasto jest dużym
ośrodkiem przemysłowym i posiada także port mogący
przyjmować statki oceaniczne. Zatrudnia dzięki temu całe
rzesze emigrantów z całego świata głównie
przy zbiorach owoców i warzyw, a także słynnych
tulipanów. Pracę ludzie znajdują również
w licznych magazynach i w przetwórstwie rybnym, oraz mięsnym,
a także Ci lepiej wykształceni i znający język
holenderski w bankowości i branży IT. Znajdujemy tutaj
takie firmy jak ING Group, Philips, browary Heineken, fabrykę
samochodów Ford, komputery IBM, wielką stocznie
remontową, czy nawet szlifiernie diamentów. Ciekawą
rzeczą jest flaga miasta. Mieści ona w swoim centralnym
pasie trzy krzyże świętego Andrzeja, które
symbolizują trzy plagi niegdyś nękające
mieszkańców. Są to woda, która często
podtapiała miasto, ogień, który je czasem palił,
oraz dżuma, która spustoszyła także pół
Europy. W świecie współczesnym przyjęło
się, że trzy ixy to symbol sexu, a bardziej nawet
pornografii, która tam jest tym, czym dla nas oglądanie
tanich seriali. Do słynnych mieszkańców Amsterdamu
zalicza się przede wszystkim takie postacie jak mistrz światła
i cienia Rembrandt Harmenszoon van Rijn, którego obrazy
zapisały się na dobre w świecie sztuki. Kolejna osoba
to kolejny malarz Vincent van Gogh. Ten niezrównoważony
psychicznie artysta cierpiący na napady lękowe zasłynął
dopiero po śmierci, kiedy odkryto jego cały dorobek
artystyczny, który charakteryzował się
impresjonizmem. Następną postacią jest Gerard Adriaan
Heineken. Człowiek odpowiedzialny za śmierć i poczęcie
tysięcy osób, a to wszystko pod wpływem alkoholu, z
którego zasłynął. Pan Gerard jest założycielem
browaru Heineken, który znajdziemy dziś na półkach
sklepowych, chyba w każdym zakątku świata. Był to
rok 1864 i firma przetrwała do dziś plasując się
w czołówce światowych gigantów browarnictwa.
Amsterdam słynie przede wszystkim z wielokulturowości pod
każdym aspektem i nieograniczonej tolerancyjności jego
mieszkańców. Żyje tutaj niezliczona liczba
homoseksualistów, transwestytów, prostytutek i
wszelkiej maści dziwolągów w naszym mniemaniu.
Przedstawicieli chyba wszystkich rodzajów ideologii i religii.
Najlepsze w tym wszystkim jest jednak to, że taki mix obyczajowy
współdziała ze sobą doskonale i nikt nikomu nie
wchodzi w drogę. Sprawdza się reguła każdy inny,
wszyscy równi. Nie można oczywiście zapomnieć o
najpopularniejszej i w większości krajów zakazanej
używce na świecie, marihuanie. Dla jednych dzieło
szatana, dla innych groźny narkotyk, a dla Holendrów
zioło relaksujące i pobudzające umysł do
twórczości. Trawkę dostanie się w specjalnych
sklepach lub klubach zwanych coffeeshopami. Miła pani
ekspedientka podaje najpierw menu, w którym znajdziemy chyba
każdy rodzaj i gatunek marihuany z krótkim opisem jego
pochodzenia i działania na nasz umysł po czym, gdy już
wybierzemy, skręci na miejscu soczystego blancika o wielkości
marchewki. Można jeszcze do tego zamówić kawkę
lub piwko i usiąść na miękkiej sofie i delektować
się tym wszystkim słuchając lecącej z głośników
muzyki reggae. Kolejna rzecz to legalna prostytucja. Kobiety
oficjalnie same chcą pracować w ten sposób i
zarabiać na życie. Płacą składki na
ubezpieczenie społeczne, oraz posiadają książeczkę
zdrowia potwierdzającą ich zdrowie. Wiele z nich stoi po
prostu za oknem podświetlonym czerwonym światłem na
słynnej dzielnicy czerwonych latarni. Wyglądają niczym
manekiny na witrynach sklepowych, ale są to po prostu kobiety
inaczej zarabiające na życie. Można podejść
do nich, przyjrzeć się i jeśli się spodoba to
wejść i skosztować. Pijanym panom radzę uważać,
bo można zabłądzić i przez pomyłkę
wejść na ulicę z transwestytami-prostytutkami, które
wyglądają nieraz lepiej niż panie. Istnieje również
nieoficjalnie prostytucja domowa, ale to już jest czarny rynek.
Amsterdam to naprawdę miasto wolności i równości,
choć niektórzy nadużywają prawa i dobroci jego
mieszkańców. Mam tu na myśli liczne gangi zajmujące
się produkcją i dystrybucją na cały świat
twardych narkotyków. Handlarze kobietami, którzy
zmuszają je do prostytucji, czy całe rzesze przybyszy z UE
i z poza niej, co przyjeżdżają całymi rodzinami i
kombinują jak dostać zasiłek, a jak go nie dostaną
to zajmują się nielegalną działalnością
często przestępczą. To tyle o tym wyjątkowym
miejscu na ziemi. Czas jechać dalej. Przed nami przepiękne
miasto Bruges w Belgii.
In
Bruges
Pamiętacie
film z Colinem Farrellemz 2008 roku, którego akcja toczyła
się w uroczym miasteczku w Belgii? Po polsku nosił on nazwę
''Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj'', a w oryginale po angielsku, po
prostu ''In Bruges''. Moja dziewczyna Asia namówiła
mnie, abyśmy go razem obejrzeli. Obejrzeliśmy i tak o to
stał się dla nas inspiracją by tam pojechać we
dwoje, motorem.
Czym
nas to miejsce urzekło? A no tym, że te miasteczko w moich
oczach jest jednym z najpiękniejszych jakie dotąd
widziałem. Różnorodność architektoniczna
różnych epok po prostu zwala z nóg. A to wszystko
dzięki ciekawej historii. Już w I wieku przed Chrystusem
powstały tu pierwsze fortyfikacje mające na celu chronić
wybrzeże przed najazdami piratów. Frankowie przejęli
ten obszar od Rzymian około IV wieku. W IX wieku ziemie te były
najeżdżane przez Wikingów, co zmusiło hrabiego
Baldwina I do wzmocnienia fortyfikacji. Miasto zaczęło się
rozwijać i wznowiono handel z Anglią i Skandynawią.
Prawa
miejskie miasto otrzymało w 1128 roku. Zbudowano wtedy też
nowe mury i kanały. Rozbudowano port i dzięki temu
rozszerzono sieć kontaktów handlowych z krajami basenu
morza śródziemnego. Ilość gromadzonych bogactw
zmusiło miasto to rozwoju systemu bankowości, a nawet
otwarto giełdę. W mieście funkcjonował rozwinięty
rynek, system bankowości i usług handlowych. Okres
największej świetności średniowiecznej Brugii
przypadł na lata 1280-1390.
W
XV wieku Filip II Dobry, książę Burgundii ustanowił
w Brugii, Brukseli i Lille swoje dwory, co przyciągnęło
wielu artystów, bankierów i inne wybitne osobistości
z całej Europy. Pierwsza angielska książka była
wydrukowana w Brugii przez Williama Caxtona. Również w
tym czasie królowie Anglii Edward IV i Ryszard III przebywali
tu na wygnaniu. W tym okresie miasto liczyło około 40
tysięcy mieszkańców. Brugia jest wspaniałym
przykładem średniowiecznej architektury pozostawionej
nietkniętej przez stulecia. Jako jedna z handlowych i
kulturalnych stolic Europy rozwinęła Brugia kontakty
kulturalne z różnymi częściami świata.
Nowa szkoła flamandzka, prezentująca techniki malowania
olejem, zyskała światową sławę. Brugia
stanowiła centrum mecenatu i rozwoju malarstwa średniowiecznego
dzięki działalności takich artystów jak Hans
Memling i Jan van Eyck. Od około 1500 roku kanał Zwin,
który był główną siłą miasta,
zaczął się zamulać. Niedługo miasto straciło
znaczenie handlowe na rzecz Antwerpii. W XVII wieku koronkarstwo
upadło i podjęto wiele wysiłków by przywrócić
dawną świetność miasta. Zmodernizowano port,
zbudowano nowe połączenie z morzem, ale nie wiele to
pomogło. Brugia nadal ubożała i nie wiadomo było,
co z tym zrobić? W drugiej połowie XIX wieku Brugia stała
się miastem turystycznym, przyciągającym bogatych
brytyjskich i francuskich turystów. W drugiej połowie XX
wieku miasto zaczęło odzyskiwać dawną sławę.
Zaczęto otwierać hotele, restauracje, kina, teatry, małe
browary, odnowiono stare zabytki, aż w końcu się
udało. W 2002 roku Brugia została wybrana Europejską
Stolicą Kultury. Historyczne centrum Brugii znajduje się od
2000 roku na liście światowego dziedzictwa UNESCO. W Brugii
można się zakochać. Jest ona flamandzką Wenecją
ze względu na liczne kanały i urokliwe, stare mosty. Chodzi
się po mieście cały dzień i wciąż ma
się niedosyt. Ciekawostką jest to, że znajduje się
tu sporo sklepików, które zajmują się tylko
jedną profesją. I tak znajdziemy tu sklepik z własnymi
lodami, czekoladami, ciastkami, winami, piwami i innymi wyrobami,
często robionymi na miejscu. Nikt praktycznie nie wchodzi sobie
w drogę w handlu i z nikim nie konkuruje. Każdy zajmuje się
czymś innym po prostu. Gorzej sprawa wygląda z hotelami i
restauracjami, które potrafią świecić pustkami.
Mimo wszystko nie jest tam strasznie drogo i można naprawdę
świetnie wykorzystać weekend zamiast siedzieć w domu w
Dublinie. Nie żałujemy ani chwili tam spędzonej.
Zachęcamy także i was!
|