baner
omnie     foto wydarzenia spiderstart
prasa wyprawy galeria kontakt (23kB)
fly Counter
 
facebook linkedin youtube
azja viking europe
Pl forselected
Polska-Irlandia 2014

Podróż z Polski do Irlandii na dwóch kółkach może być całkiem ciekawa...

Droga z Polski do Irlandii to ponad 2000 kilometrów. W sam raz, żeby się zmęczyć i zobaczyć coś po drodze. Pewnie wielu z was ją pokonało i dla wielu wydawała się żmudną drogą bez końca. Dla mnie była, to tylko kolejna wyprawa motocyklowa na moim wiernym kompanie Kawasaki KLE z kilkoma klamotami w sakwach. Dystans w porównaniu z poprzednimi wyprawami wydawał mi się wręcz śmieszny, ale nie ukrywam, że dostałem trochę w kość. Koniec czerwca to chyba idealny okres na tego typu podboje. W lipcu może grzać, a sierpniu może nieźle padać.
Wyruszyłem z rodzinnych Polic. Sama już nazwa budzi różne skojarzenia, tym bardziej w anglojęzycznych krajach. Jakie jest moje miasto? No Police! Te prawie 800 letnie miasto z blisko 40tys mieszkańców znane jest głównie z ogromnych zakładów chemicznych, w których produkuje się nawozy azotowe, biel tytanową, amoniak, mocznik, nawozy fosforowe, kwas fosforowy, kwas siarkowy, kwas fluorokrzemowy, siarczan żelaza. Wbrew powszechnej błędnej opinii o zatruwaniu przez nie lokalnego środowiska muszę stwierdzić, że owe zakłady inwestują ogromne pieniądze w ochronę środowiska, dzięki czemu Gmina Police zwana jest Zieloną Gminą. Infrastruktura w mieście jest bardzo dobrze rozwinięta i budownictwo mieszkaniowe również. Ma się wrażenie, że wszędzie są nowe drogi i chodniki, a budynki odnowione i kolorowe. Nie ma lipy. Zabytkowe miasteczka jak Trzebież i Nowe Warpno wchodzące w granice gminy przyciągają turystów plażami nad zalewem szczecińskim. Ważnym zabytkiem są dawne niemieckie zakłady benzyny syntetycznej z okresu II wojny światowej. W zakładach tych produkowano paliwo lotnicze na potrzeby wojny i było ono pozyskiwane z węgla! Niesamowita technologia jednak nieopłacalna. W fabryce pracowali przymusowo niewolnicy z pobliskich obozów koncentracyjnych. Dziś jest ona porośniętym krzakami ogromnym kompleksem budowli naziemnych i podziemnych sięgających nawet czterech kondygnacji w dół. W takim mieście się wychowałem i stamtąd wyruszyłem. Pojechałem do Niemiec przez słynne przejście graniczne Lubieszyn przez które w latach '90 przewożono kradzione samochody, nielegalnie zarobione pieniądze, narkotyki i prostytutki. Dalej już tylko prosta droga do Hamburga do kolegi Pawła z Polic, który osiadł tam na dobre. Odwiedzę go już chyba trzeci raz podczas moich podróży. W Hamburgu czeka też na mnie moja dziewczyna, która właśnie tam przyleciała z Irlandii, abym ją po drodze zabrał. Lubię Hamburg za jego porządek i ciekawych ludzi, często skrajnych w swych poglądach. Są tutaj Harleyowcy z Hells Angels, anarchistyczni kibice z St.Pauli, punki, prostytutki, terroryści, narkomani i faszyści, czyli każdy kto ma nie po kolei w głowie znajdzie coś dla siebie. Hamburg to północna perła Niemiec. Miasto liczy 1,74 mln ludności, drugie po Berlinie. Posiada największy port morski kraju (75 mln ton przeładunku). Jest to wielki ośrodek przemysłowy (statki, elektrotechnika, przetwórstwo ropy, przemysł spożywczy) i finansowy. W 2011 roku miasto to otrzymało tytuł Europejskiej Stolicy Czystości. Historia miasta jest również ciekawa. Pierwsza osada na terenie dzisiejszego Hamburga pochodzi z IV wieku p.n.e. Od IV do VI w. n.e. tereny te zostały zasiedlane przez Sasów. W 810 cesarz Karol Wielki wybudował kościół, żeby nawracać pogańskich dotąd Sasów. Dla obrony tego kościoła został zbudowany gród warowny, który nazwano w 858 Hammaburg. Takie były początki miasta. Okres II wojny światowej był najtragiczniejszym wydarzeniem w dziejach Hamburga. Miasto szczególnie ucierpiało w 1943 roku w czasie bombardowań alianckich (Operacja Gomora) będących reakcją na niemiecką agresję. Wtedy to większa część zabudowy została zniszczona, zginęły dziesiątki tysięcy ludzi. Do atrakcji turystycznych trzeba zaliczyć zabytkową część portu, po którym można pływać wycieczkową łodzią. Trzeba odwiedzić śródmieście i ratusz, a także dla wielbicieli sportu stadion St.Pauli. Innym ciekawym miejscem jest Mini Wunderland, gdzie w starym budynku portowym mieszczą się makiety wielu miast i miejsc niemieckich i nie tylko. Wszystko wygląda jak miniaturowe miasta z ludźmi i poruszającymi się pojazdami, a nawet latającymi samolotami. Odnalazłem też swoją zgubę Joannę i wzieliśmy udziała w zlocie niemieckich motocyklistów, który odbywa się, co roku. Fajnie było przejechać się z tysiącami motocyklistów po ulicach Hamburga. Taki jest ten cały Hamburg. Noc spędziłem u kolegi, a następnego dnia rano wyruszyłem do Amsterdamu, gdzie dużo się działo, ale o tym w następnej części opowiadania juz niebawem...

XXX Amsterdam

Kto nie słyszał o tym miejscu? Miasto rozpusty, sexu i narkotyków, ale czy tylko tego? W trakcie naszej motocyklowej podróży z Polski do Irlandii musieliśmy zajechać także i tam. Miasto przyciąga nie tylko tym, co u nas zakazane, ale jest naprawdę wyjątkowe pod każdym względem. Przyjrzyjmy się mu bliżej. Amsterdam jest największym miastem Holandii i jego konstytucyjną stolicą choć wszystkie najważniejsze urzędy państwowe mieszczą się w Hadze. Nazwa miasta zaczerpnięta jest od nazwy jej największej rzeki Amstel. Amsterdam oznacza jednak po drobnych modyfikacjach 'tama na rzece Amstel'. Charakterystycze dla miasta jest sieć kanałów, których jest aż 160, które razem splatają miasto tworząc coś w rodzaju pajęczej sieci przez, co mówi się iż Amsterdam jest Wenecją północy. Miasto jest dużym ośrodkiem przemysłowym i posiada także port mogący przyjmować statki oceaniczne. Zatrudnia dzięki temu całe rzesze emigrantów z całego świata głównie przy zbiorach owoców i warzyw, a także słynnych tulipanów. Pracę ludzie znajdują również w licznych magazynach i w przetwórstwie rybnym, oraz mięsnym, a także Ci lepiej wykształceni i znający język holenderski w bankowości i branży IT. Znajdujemy tutaj takie firmy jak ING Group, Philips, browary Heineken, fabrykę samochodów Ford, komputery IBM, wielką stocznie remontową, czy nawet szlifiernie diamentów. Ciekawą rzeczą jest flaga miasta. Mieści ona w swoim centralnym pasie trzy krzyże świętego Andrzeja, które symbolizują trzy plagi niegdyś nękające mieszkańców. Są to woda, która często podtapiała miasto, ogień, który je czasem palił, oraz dżuma, która spustoszyła także pół Europy. W świecie współczesnym przyjęło się, że trzy ixy to symbol sexu, a bardziej nawet pornografii, która tam jest tym, czym dla nas oglądanie tanich seriali. Do słynnych mieszkańców Amsterdamu zalicza się przede wszystkim takie postacie jak mistrz światła i cienia Rembrandt Harmenszoon van Rijn, którego obrazy zapisały się na dobre w świecie sztuki. Kolejna osoba to kolejny malarz Vincent van Gogh. Ten niezrównoważony psychicznie artysta cierpiący na napady lękowe zasłynął dopiero po śmierci, kiedy odkryto jego cały dorobek artystyczny, który charakteryzował się impresjonizmem. Następną postacią jest Gerard Adriaan Heineken. Człowiek odpowiedzialny za śmierć i poczęcie tysięcy osób, a to wszystko pod wpływem alkoholu, z którego zasłynął. Pan Gerard jest założycielem browaru Heineken, który znajdziemy dziś na półkach sklepowych, chyba w każdym zakątku świata. Był to rok 1864 i firma przetrwała do dziś plasując się w czołówce światowych gigantów browarnictwa. Amsterdam słynie przede wszystkim z wielokulturowości pod każdym aspektem i nieograniczonej tolerancyjności jego mieszkańców. Żyje tutaj niezliczona liczba homoseksualistów, transwestytów, prostytutek i wszelkiej maści dziwolągów w naszym mniemaniu. Przedstawicieli chyba wszystkich rodzajów ideologii i religii. Najlepsze w tym wszystkim jest jednak to, że taki mix obyczajowy współdziała ze sobą doskonale i nikt nikomu nie wchodzi w drogę. Sprawdza się reguła każdy inny, wszyscy równi. Nie można oczywiście zapomnieć o najpopularniejszej i w większości krajów zakazanej używce na świecie, marihuanie. Dla jednych dzieło szatana, dla innych groźny narkotyk, a dla Holendrów zioło relaksujące i pobudzające umysł do twórczości. Trawkę dostanie się w specjalnych sklepach lub klubach zwanych coffeeshopami. Miła pani ekspedientka podaje najpierw menu, w którym znajdziemy chyba każdy rodzaj i gatunek marihuany z krótkim opisem jego pochodzenia i działania na nasz umysł po czym, gdy już wybierzemy, skręci na miejscu soczystego blancika o wielkości marchewki. Można jeszcze do tego zamówić kawkę lub piwko i usiąść na miękkiej sofie i delektować się tym wszystkim słuchając lecącej z głośników muzyki reggae. Kolejna rzecz to legalna prostytucja. Kobiety oficjalnie same chcą pracować w ten sposób i zarabiać na życie. Płacą składki na ubezpieczenie społeczne, oraz posiadają książeczkę zdrowia potwierdzającą ich zdrowie. Wiele z nich stoi po prostu za oknem podświetlonym czerwonym światłem na słynnej dzielnicy czerwonych latarni. Wyglądają niczym manekiny na witrynach sklepowych, ale są to po prostu kobiety inaczej zarabiające na życie. Można podejść do nich, przyjrzeć się i jeśli się spodoba to wejść i skosztować. Pijanym panom radzę uważać, bo można zabłądzić i przez pomyłkę wejść na ulicę z transwestytami-prostytutkami, które wyglądają nieraz lepiej niż panie. Istnieje również nieoficjalnie prostytucja domowa, ale to już jest czarny rynek. Amsterdam to naprawdę miasto wolności i równości, choć niektórzy nadużywają prawa i dobroci jego mieszkańców. Mam tu na myśli liczne gangi zajmujące się produkcją i dystrybucją na cały świat twardych narkotyków. Handlarze kobietami, którzy zmuszają je do prostytucji, czy całe rzesze przybyszy z UE i z poza niej, co przyjeżdżają całymi rodzinami i kombinują jak dostać zasiłek, a jak go nie dostaną to zajmują się nielegalną działalnością często przestępczą. To tyle o tym wyjątkowym miejscu na ziemi. Czas jechać dalej. Przed nami przepiękne miasto Bruges w Belgii.

In Bruges

Pamiętacie film z Colinem Farrellemz 2008 roku, którego akcja toczyła się w uroczym miasteczku w Belgii? Po polsku nosił on nazwę ''Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj'', a w oryginale po angielsku, po prostu ''In Bruges''. Moja dziewczyna Asia namówiła mnie, abyśmy go razem obejrzeli. Obejrzeliśmy i tak o to stał się dla nas inspiracją by tam pojechać we dwoje, motorem.
Czym nas to miejsce urzekło? A no tym, że te miasteczko w moich oczach jest jednym z najpiękniejszych jakie dotąd widziałem. Różnorodność architektoniczna różnych epok po prostu zwala z nóg. A to wszystko dzięki ciekawej historii. Już w I wieku przed Chrystusem powstały tu pierwsze fortyfikacje mające na celu chronić wybrzeże przed najazdami piratów. Frankowie przejęli ten obszar od Rzymian około IV wieku. W IX wieku ziemie te były najeżdżane przez Wikingów, co zmusiło hrabiego Baldwina I do wzmocnienia fortyfikacji. Miasto zaczęło się rozwijać i wznowiono handel z Anglią i Skandynawią.
Prawa miejskie miasto otrzymało w 1128 roku. Zbudowano wtedy też nowe mury i kanały. Rozbudowano port i dzięki temu rozszerzono sieć kontaktów handlowych z krajami basenu morza śródziemnego. Ilość gromadzonych bogactw zmusiło miasto to rozwoju systemu bankowości, a nawet otwarto giełdę. W mieście funkcjonował rozwinięty rynek, system bankowości i usług handlowych. Okres największej świetności średniowiecznej Brugii przypadł na lata 1280-1390.
W XV wieku Filip II Dobry, książę Burgundii ustanowił w Brugii, Brukseli i Lille swoje dwory, co przyciągnęło wielu artystów, bankierów i inne wybitne osobistości z całej Europy. Pierwsza angielska książka była wydrukowana w Brugii przez Williama Caxtona. Również w tym czasie królowie Anglii Edward IV i Ryszard III przebywali tu na wygnaniu. W tym okresie miasto liczyło około 40 tysięcy mieszkańców. Brugia jest wspaniałym przykładem średniowiecznej architektury pozostawionej nietkniętej przez stulecia. Jako jedna z handlowych i kulturalnych stolic Europy rozwinęła Brugia kontakty kulturalne z różnymi częściami świata. Nowa szkoła flamandzka, prezentująca techniki malowania olejem, zyskała światową sławę. Brugia stanowiła centrum mecenatu i rozwoju malarstwa średniowiecznego dzięki działalności takich artystów jak Hans Memling i Jan van Eyck. Od około 1500 roku kanał Zwin, który był główną siłą miasta, zaczął się zamulać. Niedługo miasto straciło znaczenie handlowe na rzecz Antwerpii. W XVII wieku koronkarstwo upadło i podjęto wiele wysiłków by przywrócić dawną świetność miasta. Zmodernizowano port, zbudowano nowe połączenie z morzem, ale nie wiele to pomogło. Brugia nadal ubożała i nie wiadomo było, co z tym zrobić? W drugiej połowie XIX wieku Brugia stała się miastem turystycznym, przyciągającym bogatych brytyjskich i francuskich turystów. W drugiej połowie XX wieku miasto zaczęło odzyskiwać dawną sławę. Zaczęto otwierać hotele, restauracje, kina, teatry, małe browary, odnowiono stare zabytki, aż w końcu się udało. W 2002 roku Brugia została wybrana Europejską Stolicą Kultury. Historyczne centrum Brugii znajduje się od 2000 roku na liście światowego dziedzictwa UNESCO. W Brugii można się zakochać. Jest ona flamandzką Wenecją ze względu na liczne kanały i urokliwe, stare mosty. Chodzi się po mieście cały dzień i wciąż ma się niedosyt. Ciekawostką jest to, że znajduje się tu sporo sklepików, które zajmują się tylko jedną profesją. I tak znajdziemy tu sklepik z własnymi lodami, czekoladami, ciastkami, winami, piwami i innymi wyrobami, często robionymi na miejscu. Nikt praktycznie nie wchodzi sobie w drogę w handlu i z nikim nie konkuruje. Każdy zajmuje się czymś innym po prostu. Gorzej sprawa wygląda z hotelami i restauracjami, które potrafią świecić pustkami. Mimo wszystko nie jest tam strasznie drogo i można naprawdę świetnie wykorzystać weekend zamiast siedzieć w domu w Dublinie. Nie żałujemy ani chwili tam spędzonej. Zachęcamy także i was!