baner
omnie     foto wydarzenia spiderstart
prasa wyprawy galeria kontakt (23kB)
fly Counter
 
facebook linkedin youtube
azja viking europe
forselected Pl
14 czerwca spotkaliśmy się z Alą i Agatą w Przemyślu. Dziewczyny zwerbowaliśmy przez internet.
Udaliśmy się następnie busem do Medyki na przejście graniczne ukraińsko-polskie.
Panuje tam mały zamęt. Kilka straganów i spora liczba ludzi idących konwojem w kierunku przejścia. Przecisnęliśmy się z naszymi plecakami przez ciasne bramki. Zaraz wylatuje reszta ekipy i już jesteśmy po drugiej stronie. Po chwili zaczepia nas Ukrainiec mówiący biegle po polsku i oferuje, że za 100zł zawiezie nas do Lwowa. Oczywiście sugeruje, że robi to z dobrej woli i nic na tym nie zarabia. Po krótkiej analizie kosztów i nerwów, jakie mielibyśmy stracić w autobusie publicznym decydujemy się pojechać z nim, ale za 80zł. Zgadza się, ruszamy. Przypomniały mi się słowa znajomych, którzy ostrzegali mnie przed skorumpowanymi policjantami drogówki, co zatrzymują turystów i żądają łapówki. Mija zaledwie kilka minut i już na horyzoncie wyłania się radiowóz z machającym lizakiem policjantem. Funkcjonariusz pyta się kierowcy, kim jesteśmy? Polacy, odpowiada. Żąda pieniędzy od nas. Kierowca wytykając mu błędy, jakich się dopuścił stojąc w złym miejscu, bez odpowiedniego oznakowania i niekompletnego munduru. Policjant zdziwiony nie wie, co powiedzieć. Przeprasza i pozwala jechać dalej. Kierowca przytoczył mi całą sytuację od początku i wniosek wyciągnąłem jeden. Nasz szofer to były, bardzo wpływowy stróż prawa byłego systemu. Dojeżdżamy do Lwowa. To miasto często przewija się przez historyczne opowieści. Dawne Polskie miasto z wciąż żyjącą tam dużą populacją Polaków. Dawny ośrodek polskiej oświaty, nauki i kultury. Była to kolebka wielu narodowości i kultur. Miasto często było nękane najazdami Turków, Rosjan, czy Kozaków. Po Konferencji Jałtańskiej w 1945 roku na mocy umowy zawartej pomiędzy Stalinem, Rooseveltem i Churchillem o podziale politycznym Europy Lwów przeszedł w ręce Ukraińców, czyli narodu w tym samym czasie wcielonego do Związku Radzieckiego. We Lwowie zatrzymamy się w hotelu prowadzonym przez starszą panią pochodzenia polskiego. Panuje w nim miła atmosfera. Dostajemy czysty i zadbany pokój. Mamy teraz czas na zwiedzanie miasta. Spacerując po Lwowie mam wrażenie, że jestem w Polsce, a jednak to tylko złudzenie. Było tu przelane sporo polskiej krwi rękami kozaków i później rosyjskiego NKWD. Tyle się nasłuchałem od starszych ludzi w Polsce o ukraińskiej zawiści do Polaków. Ja tego osobiście nie odczułem.
Nazajutrz rano udajemy się na dworzec główny by złapać pociąg do Moskwy. Wystrój wnętrza przypomina czasy ZSRR, ale nie jest źle. Każdy ma swoją pryczę. Gramy w karty, rozmawiamy, staramy się zabić jakoś czas. Wagon nie posiada przedziałów. Każdy każdego widzi, nie ma żadnej prywatności. W środku nocy dojeżdżamy do granicy ukraińsko-rosyjskiej.
Budzi nas kierownik pociągu ze stojącymi przy nim celnikami. Z wyglądającymi poważnie minami proszą nas o paszporty. Są lekko zdziwieni, Polacy hmm. Wbijają pieczątki, rzucają na nas krzywe spojrzenie i odchodzą. Mija kilka godzin i już jesteśmy w Moskwie. Wyskakujemy z pociągu, przecieramy zaspane oczy i cieszymy się, że już jesteśmy!
Moskwa to miasto bardzo kontrowersyjne, trochę niedostępne, bardzo ważne i bardzo drogie. Zostawiamy bagaże w przechowalni i ruszamy je zdobywać. Idziemy do metra. Słynne zdobienia ścian, malowidła, mozaiki zachwycają nas. Metro moskiewskie jest uznawane za jedno z najładniejszych na świecie. Obrazy ukazują głównie żołnierzy armii czerwonej okresu drugiej wojny światowej. Nie brakuje też sowieckiej propagandy, socjalistycznego przekazu. Na zewnątrz metra wita nas centrum Moskwy. Idziemy na Plac Czerwony.
Ulice tego miasta są szerokie i jeżdżą po nich luksusowe auta. Nawet Policja wozi się samochodami z najwyższej półki, co nas bardzo zaskoczyło. Panorama Moskwy to widziane po horyzont ogromne kamienice i widoczne wokół wbijające się w niebo pałace typu naszego warszawskiego Pałacu Kultury. Wzdłuż głównej ulicy rozciągają się sklepy najdroższych marek. Po chodnikach spacerują ludzie ubrani raczej w drogie ciuchy i co rusz dziwnie patrzą się na nas. Udajemy się na Plac Czerwony. No, no ciekawe… To miejsce znaliśmy tylko z telewizji i historycznych filmów z defiladą armii czerwonej w tle. Plac zajmuje sporą powierzchnię i znajduje się na nim rzucający się w oczy Kreml i cerkiew Wasyla Błogosławionego, chyba najbardziej znana budowla, a raczej najbardziej kojarzoną z Moskwą. Na placu zaczepiają nas dwie młodziutkie dziewczyny i zagadują, że chciałyby potrenować swój język angielski i zapraszają nas na spacer chcąc nam pokazać ciekawe miejsca. Szybko je spławiamy. Otóż takie znajomości mogą zakończyć się fatalnie. Dlaczego? Ich celem było zaciągniecie nas w jakąś mało uczęszczaną przez ludzi uliczkę, gdzie ich starsi koledzy dali by nam łupnia i zabrali pieniądze. Inna opcja to zaprowadzenie nas do restauracji na kawę, za którą my oczywiście mielibyśmy zapłacić nie znając wcześniej ceny. Na koniec usłyszelibyśmy horrendalną cenę, a jeśli byśmy nie chcieli zapłacić czekałyby nas nieprzyjemności ze strony Policji. Kilka osób już padło ofiarą takich oszustów. Zbliża się wieczór, a po północy mamy pociąg transsyberyjski. Przytoczę teraz kilka ciekawostek o Moskwie. Nazwa miasta zaczerpnięta jest od nazwy płynącej przez nią rzeki Moskwa. Pierwsze ślady osadnictwa sięgają IV-III wieku p.n.e. Żyje w tym mieście ponad 10 milionów ludzi, a ring otaczający miasto liczy 400 kilometrów. W 1610 roku polski hetman Stanisław Żółkiewski wraz ze swoją armią przejął miasto i okupował je do 1612 roku. Polska była jedynym krajem w historii, który tego dokonał. Dziś dzień wypędzenia Polaków z Moskwy jest świętem narodowym.
Rzeka Moskwa
Czas zakończyć już zwiedzanie. O godzinie 00:35 ruszamy z Moskwy pociągiem zmierzającym na drugi kraniec największego kraju świata. Kraju, który wyrządził wiele krzywd Polsce. Napadał nas, zabijał inteligencje, ogłupiał, zniewalał, gwałcił, zmieniał ustrój, decydował jak mamy żyć i jak mamy myśleć. To jest tylko historia, niestety smutna, ale nie jest to powód, żeby nienawidzić Rosjan.
Siedzimy w pociągu, w którym zawsze chcieliśmy być. Podobno jadący nią Rosjanie są bardzo gościnni, piją ciągle wódkę i dyskutują całe dnie i noce. Dla nas ta podróż jest bardziej sentymentalna. Przypomniały mi się opowiadania o Polakach, którzy byli wywożeni na Syberię już za wczesnych czasów carów Romanowów. Wysyłano wtedy wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób sprzeciwiali się imperium rosyjskiemu, które w owym czasie zajmowało Polskę. Byli to działacze polityczni, wojskowi, artyści, pisarze, urzędnicy. Nastąpiła rusyfikacja Polski. Znane postacie takie jak Józef Chłopicki, Adam Mickiewicz, Józef Piłsudski, Władysław Anders i inni utknęli tam na kilka lat za działalność narodowowyzwoleńczą i posmakowali trudnego życia na Syberii.
Sama linia kolejowa też była zbudowana przez więźniów.
Jedziemy i jedziemy bez końca. Ku naszemu zaskoczeniu wcale nie widać rozgadanych i pijanych Rosjan, o których tyle się słyszy. Wręcz przeciwnie. Małomówni, zajęci sobą ludzie, którzy myślą tylko o tym, żeby szczęśliwie i szybko zakończyć tę podróż. Leżymy na naszych pryczach i rozmawiamy, gramy w karty i wymyślamy zajęcia dla zabicia czasu. Przed nami cztery dni jazdy. Nie ma prysznica, jest gorąco, a naszego okna nie da się otworzyć. Do jedzenia mamy tylko zupki chińskie i kilka produktów zakupionych jeszcze w Moskwie. Musimy to jakoś przetrwać. Następnego dnia wsiadł Portugalczyk, który dostał prycze koło nas. Od razu nawiązaliśmy z nim konwersację i poznaliśmy się bliżej. Miły gość o imieniu Daniel i podróżuje dookoła świata. Jest prawnikiem i postanowił zrobić sobie dłuższe wakacje. Później wsiadła cała chmara wojaków, która bardzo bacznie nas obserwowała i komentowała coś.  Nie wiedziałem, co mam myśleć, czego się spodziewać. Warunki socjalne też nie należą do najlepszych. Toaleta wiecznie jest zajęta i brudna, a jedyne gniazdko z prądem również zajęte, bo dzieciaki grają w gierki na telefonach, które przecież potrzebują prądu. Jest naprawdę gorąco. Gotują się nam mózgi. Widok zza okna to tylko niekończące się lasy i otwarte pola. Mijamy czasem małe drewniane miasteczka rodem z westernu w rosyjskim wydaniu. Kiedy dojeżdżamy do większych miast wyglądają zupełnie jak nasze w Polsce. Na pierwszym planie szare komunistyczne blokowiska, gdzieniegdzie jakiś nowoczesny wieżowiec, a pomiędzy nimi świątynie i stare kamienice. Restauracja w tym pociągu to też jakieś nieporozumienie. Nie mają nic, co znajduje się w menu. O piwo jest! Całkiem dobre, ale cholernie drogie.
W pociągu spędzamy cztery okrągłe dni. Jesteśmy trochę zmęczeni i rozczarowani. Nie było picia wódki i śpiewania z Rosjanami, a raczej jedna wielka stypa i walka z nudą.
20 czerwca dojeżdżamy do stolicy krainy Buriacji, Ulan Ude. I co teraz? Jest wczesna godzina poranna około 5:00. Jacek rusza w poszukiwaniu domu naszych znajomych, a właściwie rodziców Jacka sąsiadki z Polski. Dziewczyna ta o imieniu Lena wyszła za mąż za Jacka przyjacielem. Cóż, my jesteśmy kilka tysięcy kilometrów od tego miejsca i kilka stref czasowych. Jesteśmy niewyspani i rozkojarzeni. Siedzimy na dworcu głównym i staramy się przespać na krzesłach. Jacek z Alą poszukują adresu. Po dwóch godzinach przychodzą z ojcem Leny, który zaprasza nas do swego samochodu i wiezie do domu. Ulan Ude to dość sporej wielkości syberyjskie miasto liczące 400 tys. mieszkańców o zupełnie innej kulturze i wyglądzie. Twarze tych ludzi przypominają bardziej Mongołów niż Rosjan. Lekko skośne oczy i ciemna skóra. Zdecydowanie są sympatyczniejsi od Moskwian. Tacy normalni, pozytywni, wręcz bardzo podobni z zachowania do Polaków. W czasach zsyłki Polscy uciekinierzy z łagrów lub po prostu porzuceni w lasach ludzie znajdywali tu schronienie i później zaczynali nowe życie bez możliwości powrotu do swojej ojczyzny, gdzie czekały na nich ich rodziny. Kilku naszych Rodaków zapisało się na dobre na kartach syberyjskiej historii. Józef Kopeć polski generał zesłaniec na Kamczatce zajmował się opisywaniem żyjących tam ludów, geografii tego miejsca oraz naturalnymi substancjami halucynogennymi. Natomiast Maurycy August Beniowski dokonał brawurowej ucieczki statkiem z Kamczatki zabierając ze sobą dziewięćdziesiąt sześć osób w tym tylko dziewięć kobiet. Kolejny to Jan Czerski zesłany na Syberię za udział w powstaniu styczniowym. Przebywał trzy lata w rejonie Irkucka gdzie poświęcił się badaniom geologicznym i paleontologicznym rejonu bajkalskiego. Jako pierwszy opracował mapę geologiczną brzegu jeziora Bajkał. Później badał brzegi rzeki Dolna Tunguzka i Selenga. Zaproponował pierwszy paleontologiczny schemat Syberii. Odbył kilka ważnych ekspedycji w głąb Syberii u boku Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego. Aleksander Czekanowski również odbył wiele ekspedycji badawczych. Na Dolnej Tunguskie odkrył pokłady węgla i grafitu. Zajmował się również kolekcjonowaniem skamielin roślin i owadów. Karol Bohdanowicz to kolejny polski uczony, geolog i geograf. Jego badania przyczyniły się do budowy zakaspijskiej linii kolejowej oraz umożliwiły oszacowanie złóż ropy naftowej na pustynnych terenach Niziny Nadkaspijskiej. Odkrył on także pokaźne złoża złota na Syberii. To tyle o dawnych Polakach.
Ludzie, u których się zatrzymaliśmy są właśnie potomkami polskich Sybiraków. Wspaniale nas ugościli. Pomogli załatwić nam niezbędne dokumenty jak meldunek, bez którego byśmy długo tu nie posiedzieli. Opowiadali nam o Buriacji o swoich przodkach i zwyczajach, do którego zalicza się ich gościnność.
Kolejnego dnia nie czekając na cud pakujemy się i ruszamy nad jezioro Bajkał. Z rana ładujemy się do rozklekotanego minibusa, którym kilka godzin będziemy jechać po szutrowej drodze do miasteczka Ust-Barguzin. Zmierzamy do największego, słodkowodnego zbiornika na świecie. Magicznego miejsca, syberyjskiego oka, boga wód. Długość 636km, szerokość średnio 50-60km, głębokość 1000-1640m. To musi robić wrażenie. Mija kilka godzin i jesteśmy już na miejscu. Miasteczko, a raczej rybacka osada żyjąca lasem i jeziorem to miejsce z innej epoki. Wokół stoją tylko drewniane domki, dwie główne asfaltowe drogi, reszta to piach, kurz i pył. Przykuwamy uwagę tubylców. Nikt się do nas nie odzywa tylko czujemy się obserwowani. Robimy drobne zakupy w lokalnym sklepie i ruszamy dalej.
Ust Barguzin-Syberia
Musimy odwiedzić stację ratowniczą, żeby zgłosić naszą obecność i plan przebywania nad jeziorem. Wchodzimy na podwórko, na którym stoją niezłe zabawki dla dużych chłopców. Motorówka, poduszkowiec, ciężarówka terenowa, samochody UAZ i inne cuda. Szef stacji zaprasza nas do środka. Omawiamy wspólnie strategię. Zamierzamy iść wzdłuż brzegu jeziora. Zajmie nam to maksymalnie osiem dni, a jeśli nie wrócimy poczekajcie jeszcze z dzień i potem możecie nas szukać. Czas ruszać nad jezioro. Idziemy w kierunku jeziora trochę przez miasteczko, trochę przez las, aż wychodzimy na otwartej przestrzeni przypominającej pustynie. Czuć chłodne powietrze, ciut wilgotne, lekki wiatr z zachodu. Jesteśmy blisko! Idziemy dalej zapadając się w złocistym piasku, aż naszym oczom ukazała się woda. To Bajkał! Jesteśmy tu! Niesamowite. Jest wspaniale. Błękitne niebo, słońce świeci, złoty piach wokół i siwe kamienie.
Jezioro Bajkał
To naprawdę jest wyjątkowe miejsce. Znajdziemy tylko chwilę na odpoczynek i zabieramy się za znalezienie miejsca na obozowisko i jego rozbicie. Tu za dużo ludzi, tam jakieś podejrzane typy, tam krzaki, a tu kamienie. Ostatecznie wybieramy kawałek trawnika z kamieniami przez, co nie można było zakotwiczyć namiotów. Jakoś sobie poradziliśmy. Ugotowaliśmy nasz pierwszy na ognisku dziki obiad. Kasza z sosem. Zrobiło się obozowo i sympatycznie. Zbadaliśmy teren, w który chcemy się udać. Niestety brzeg jeziora to tylko głazy, klify i nic poza tym.  Mimo tego zadecydowałem się, że pójdę tam nawet sam.Cholera, zaczyna się dziać to, czego się najbardziej obawialiśmy. Kleszcze w tym rejonie to istna zmora ludzi, gdyż przenoszą one straszną chorobę zwaną boleriozą, która stopniowo wyniszcza organizm prowadząc do zgonu. Ja znalazłem na swoim ciele dwa. Na szczęście żaden nie zdążył się wgryźć w skórę. Zapada mrok. Kładziemy się spać do naszych małych jednoosobowych namiocików w syberyjską chłodną noc. Jest ciasno, ale przytulnie. Rozmawiamy przez chwilę o jutrzejszej mojej wędrówce. Mam na to dwa dni, a jeśli nie wrócę trzeba będzie wezwać pomoc.
Rano wziąłem tylko kilka rzeczy i poszedłem przed siebie. Przeskoczyłem jedną skałkę i zaczął się koszmar. Skaczę z kamienia na kamień, z głazu na głaz. Czasem się poślizgnę, czasem zamoczę nogi, ale idę dalej. Po drodze napotykam na kilka przeszkód w postaci  ścian, po których muszę się wspinać żeby przejść na drugą stronę, ale udaje się. Gdzie niegdzie głazy wbite w wodę są od siebie sporo oddalone, co utrudnia mi skakanie. Po kilku godzinach bolą mnie stopy, a buty doznają lekkich defektów. Dzieje się to od nieustannej pracy stóp pod różnymi kątami. Nagle w oddali moim oczom ukazał się drewniany domek.
Jezioro Bajkał
Koło niego płonie ognisko, a na wodzie stoi mała łódka. Powoli zbliżam się i rozglądam wokół. Dookoła nie widzę nikogo.  Mijam jakieś flaki rozrzucone na kamieniach, kawałek dalej pełno krwi, łuski ryb i ich ości. Koło domku stoi wiata ze stołem i ławką. Z boku płonie ognisko z kociołkiem postawionym na nim. Pachnie obiadkiem, a mi w brzuchu burczy. Z domku wyłania się starszy człowiek i mnie woła. Podchodzę do niego i rozpoczynamy krótką wymianę zdań w języku rosyjskim. Staram się jak mogę sklecić kilka zdań i jakoś się dogadujemy. Facet jest pod wrażeniem, że widzi w tym miejscu człowieka i to jeszcze z Polski. Pyta jak się tutaj znalazłem? Odpowiadam, że przyszedłem brzegiem. Nie może w to uwierzyć. Stwierdza krótko, że jestem szalony. Proponują mi popłynięcie z nimi łodzią sprawdzić sieci. Mało, kto ma okazję popływać po Bajkale. Zgadzam się bez zastanowienia. Mała aluminiowa motorówka ruszyła z kopyta, że omal nie wyleciałem za burtę i suniemy po wodzie. Chłodne bajkalskie powietrze obija się o moją twarz. Woda chlapie dookoła, jest świetnie. Podpływamy do wystających z wody bali do, których przyczepione są sieci. Nic nie widać, nie ma ryb jeszcze, wracamy. Na brzegu nalali mi ciepłej herbaty w manierkę, podziękowałem i poszedłem dalej. Mijam po drodze kości zwierząt i same zwierzęta rozszarpane również. Sieci, kotwice, śmieci, deski i wszystko, co wyrzuciła woda. Woda bajkalska to też jest fenomen. Mimo tego, iż jezioro jest otoczone wioskami, miasteczkami i nawet dużymi miastami, które wrzucają do niego swoje ścieki jest ono bardzo czyste. Dlaczego? Ze względu na dużą ilość wody składniki się rozcieńczają. Zasilane jest przez 336 rzek wciąż dostarczając czystą wodę źródlaną, ale wypływa z niego tylko jedna. Czy to wystarcza? Nie. W wodach Bajkału żyją planktony, które żywią się micro organizmami szkodliwymi dla człowieka oraz wszelkimi mikroskopijnymi cząsteczkami toksycznymi dla środowiska. Z tego też powodu piłem wodę bezpośrednio z jeziora. Jak smakuje? Jak sklepowa woda mineralna. Polecam.
Jezioro Bajkał- Zachód Słońca
Po kolejnych paru godzinach marszu docieram do długiej piaszczystej plaży. W końcu mogę normalnie iść, a właściwie muszę się tu zatrzymać, gdyż słońce podejrzanie szybko chowa się za horyzont. Nie chcę po ciemku szukać miejsca do obozowania. Z czego tu zrobić łoże? Przypomniałem sobie, że kilkaset metrów przed tą dziką plażą minąłem podartą karimatę i deski. Wracam się tam i zabieram to ze sobą. Na kamieniach buduję prowizoryczne łóżko z desek. Fajnie, bo karimata będzie mnie izolowała od chłodnych desek. Z czterech kijków zrobiłem stelaż pod pałatkę i moskitierę. Rozpaliłem ognisko, bardzo duże. Zrobiło się ciemno. Siedzę sobie samotnie pośród totalnej dziczy z dala od wszystkiego. Wokół mnie tylko ciemność, zero widoczności. W lesie budzi się życie i słyszę jak jakieś zwierze morduje inne.
Noc nad jeziorem Bajkał
W tym rejonie żyje dużo wilków i niedźwiedzi. Mam nadzieję, że nie stanę się ich kolacją. Zrobiłem duże ognisko, do którego wrzuciłem duże kamienie, które później podłożę pod deski na których śpię. Stary partyzancki patent na podgrzanie sobie tyłka. Wiatr wieje z zachodu, więc legowisko ułożyłem po stronie wschodniej ogniska. Całe ciepło ogniska leciało z wiatrem w moją stronę. Noc jest chłodna. Wskakuje do śpiwora i ogarnięty ciszą zasypiam. 
Noc nad jeziorem Bajkał
Rano Bajkał obudził mnie świeżym i chłodnym powietrzem. W zimnej wodzie z unoszącą się nad nią mgłą myję swoją zaspaną twarz. Ognisko wciąż się żarzy, więc dokładam trochę drewna i ponownie rozpalam je. Szybkie śniadanie i w drogę przed siebie. Zaraz, zaraz, raczej do tyłu. Cholera muszę się wracać. Przecież umawiałem się z nimi, że wrócę następnego dnia. Pakuję się i ruszam. Wiem, że mam mało czasu, bo obiecałem, że wrócę po południu. Jak szalony skaczę z kamienia na kamień jak wczoraj. Kilka razy wpadam do wody po uprzednim złym postawieniu nogi. Mokry po pas biegnę dalej i znowu spadam z kamienia prosto do wody. Mijam te same przeszkody, nawet drewnianą chatkę. O! gospodarz woła mnie na śniadanie. Jak miło. Razem jemy bułki z dżemem i pijemy słodką herbatę. Niestety, ale muszę uciekać. Miło było poznać. Pa! Jestem już zmęczony marszobiegiem, ale idę dalej. W końcu po paru godzinach jestem na miejscu, a nawet przed czasem. Po drodze spotykam grupę osiemnastu studentów geografii z Krasnojarska wraz z ich nauczycielem. Jestem pod wrażeniem ich zachowania. Zapraszają mnie na śniadanie. Siadamy wszyscy przy ognisku otoczeni namiotami i rozmawiamy o mojej podróży.
Rosysjcy studenci
Z metalowego gara nakładają mi płatki owsiane i polewają gorącą herbatę. Strzał w dziesiątkę! Mój organizm marzył tylko o takim czymś. Są zachwyceni moimi opowieściami. Oni sami przyjechali tu na zajęcia terenowe. Robimy sobie kilka wspólnych zdjęć i czas się żegnać. Podchodzę do naszego obozu. Jacek z dziewczynami dalej śpią. Budzę ich z wielkim hukiem. Wyłaniają się z namiotów i stwierdzają, że czas już opuścić Bajkał i wrócić do Ust Barguzin. Cholera, myślałem, że jeszcze pobędziemy tu kilka dni. Pakujemy się i ruszamy do miasteczka. Najpierw meldunek w stacji ratowniczej, gdzie nas wyśmiano na wstępie za tak krótki pobyt, a później sprawdzenie, czy mamy jakiś transport do Ułan Ude. Dowiadujemy się na przystanku końcowym autobusu, że już nie mamy transportu na dziś. Wracamy do bazy ratowniczej i pytamy, co robić? Nic nie możecie zrobić. Zostańcie tutaj. Kierownik pozwala nam spać w saunie, gdzie jest wystarczająco dużo miejsca. Wyciągam z reklamówki kilka piwek zakupionych wcześniej i oznajmiam, że dziś są moje urodziny. Świętujemy.
Rano musimy już uciekać z Ust-Barguzin i wracać do Ułan Ude. Po południu byliśmy na miejscu. Na wstępie nasi znajomi wyśmiali nas, że tak szybko wróciliśmy, ale zaraz usiedliśmy do stołu. Zajadamy się rosyjskimi specjałami w postaci pieczonych pączków nadziewanych kapustą i grzybami lub ryżem. Zrobiliśmy sobie mały piknik na ogrodzie przy szklance whisky. Następnego dnia czekała nas niespodzianka. Mieliśmy się spotkać z  młodą Rosjanką pochodzenia polskiego, która chciałaby nas oprowadzić po mieście. Spotkaliśmy się na głównym placu, na którym znajduje się największa głowa Włodzimierza Lenina, a z boku stoi główna siedziba KGB tego regionu. Wita nas ładna, młoda dziewczyna o imieniu Ellena z lekko buriackimi rysami twarzy. Opowiada nam o tutejszych zwyczajach. Właśnie mijamy grupkę ludzi świętującą ślub swoich przyjaciół. Ślub w Buriacji to nie lada wyzwanie. Podobno rodzice są gotowi sprzedać połowę swojego majątku, żeby godnie wyprawić przyjęcie swoim dzieciom i pokazać się z jak najlepszej strony wśród zebranych gości.  Młodzieniec, jeśli chce zdobyć serce wybranki musi kupować jej często nie tanie prezenty, aby udowodnić, że zależy mu na dziewczynie. Prosząc ją o rękę musi najpierw spotkać się z jej rodzicami i pokazać im, że jest jej godzien. Oczywiście obdarowując ich hojnie prezentami. Spacerujemy po mieście odwiedzając kolejno ważne miejsca. Pomnik polskich Sybiraków też tam jest, ale jakoś tak schowany w uliczce, że prawie go nie widać. Cerkwie są ładne i bogato zdobione. Stare domy zbudowane są głównie z drewna. W końcu na Syberii tego surowca nie brakuje. Starówka niczym się nie różni od typowej polskiej zabudowy starego miasta. Kilka kamienic, pomnik, fontanna, sklepy, pamiątki, lody i pocztówki. Dla mnie osobiście jest to miasto jak wiele innych.
Nadszedł czas opuścić Rosję. Było fajnie. Nad Bajkał jeszcze wrócę z nieco bardziej ambitnym planem. Zamierzam obejść go brzegiem, czego jeszcze nikt nie dokonał.
Przed nami Mongolia, stepy i pustynia Gobi, gdzie omal nie straciłem życia.
Rosja

Mongolia

Chiny

Wietnam

Kambodża

Tajlandia

Indie

Nepal