|
Viking Ride 2019 to
kolejna motocyklowa
wyprawa do jednego z najpiekniejszych krajów na naszym
globie. Jest
to oczywiście Norwegia. Tym razem jednak udałem się wraz ze swoją
partnerką na odległe Lofoty. Niesamowity półwysep,
który swym
urokiem powala na kolana. Tułać się motorem z Dublina 4000km w
jedną stronę to nie lada wysiłek. Na motorze jak wiadomo jest
niewygodnie, przyjmuję się każdą pogodę i tak w deszczu
przemakamy, a w słońcu prażymy się. Warto jednak znieśc te
wszystkie udręki i na samochód bym tego niegdy nie zamienił.
Chcąc szybko i
sprawnie dostać się
do Norwegii po prostu cisnęliśmy po autostradach przez UK,
Holandię, Niemcy i Danię. Ból czterech liter, znurzenie i
usypiający szum wiatru. Tak to wspominam.
W Danii skusiliśmy
się jednak na
odwiedzenie miejscow
ości Slagelse, gdzie nieopodal mieści się
Museum of the Viking Age w miejscu zwanym historycznie Trelleborg i
tutaj zaczęliśmy naszą penetrację wikingowych poczynań. Znajdują
się tam świetnie zachowane pozostałosci dawnej twierdzy
wikingów,
która służyła im jako obóz szkoleniowy przyszłych
wojowników.
Forteca wkomponowana w idealnie okragły wał ziemny została
zbudowana w X wieku podczas panowania Heralda Gormssona zwanym
również Sinozębym, który to przyjął
chrześcijaństwo w 965
roku, a od jego zangielszczonego przydomka pochodzi nazwa techologii
bezprzewodowej Bluetooth, a jej symbol jest kompozycją run jego
imienia. W okręgu znajdowały się duże drewniane chaty z
których
do dziś zachowały się tylko zarysy fundamentów. W latach '40
odtworzono jedną z takium budowli i stoi tam do dziś.
Kolejnym wikingowym
miejscem podczas
naszej podróży było miasto Roskilde i mieszczące się tam
Muzeum
Łodzi Wikingów. Głównymi eksponatami są wydobyte
z dna morza
wraki, a inną ciekawą atrakcją jest warsztat, w którym
buduje się
kopie dawnych łodzi takimi samymi metodami, ręcznie i przy użyciu
najprostrzych narzędzi.
Niedaleko Goteborga
znajduje się
miasteczko Kungalv, które było naszym jednym z
najważniejszysz
miejsc w poszukiwaniu śladów wikingów. Kungalv
nie specjalnie
kojarzy się ludziom z czymś szczególnym, a jego dawna nazwa
Kungahalla tym bardziej. Jak się jednak okazuje była to dawna
stolica norweskich wikingów. Sięgając głębiej do jej
dziejów
okazuje się, że i nasi tam byli. Niekoniecznie w pokojowych
zamiarach. Otóż w 1136 roku książe Pomorzan Racibor I
zorganizował wielką wyprawę w celu zdobycia, złupienia i
zrównania z ziemią stolicy. Poprosił o sponsoring Bolesława
Krzywoustego, który zwęszył w tym ataku korzyści także dla
siebie i tak to w sile 30000 wojów załadowanych na 650
okrętów
najechali gród. Zaatakowali z dwóch stron dzięki
rozwidleniu rzeki
gdzie znajdował się gród. Zrzucili desant i ruszyli przed
siebie.
Nie wiem, co tam wyprawiali, ale do dziś archeologom nie wiele
zostało do wykopywania poza resztkami jakiegoś uzbrojenia, czy
narzędzi. Oni chyba naprawdę zrównali to z ziemią i zabrali
wszystko, co się dało. Korzyścią dla Krzywoustego było
niedopuszczenie do zawarcia sojuszu pomiędzy margrabią Marchii
Północnej Albrechtem Niedźwiedziem, a królem
duńskim Erykiem II,
którzy to chcieli najechać tereny Słowian.
Przed nami już tylko
podróż na
północ słynną drogą E6. Nie wiem, co w niej niezwykłego,
chyba
tylko to, że jest najszybszym połączeniem pomiędzy północą,
a
południem. Pomimo żmudnej jazdy i częstym wleczeniem się za
tirami i camperami można po drodze zjechać na punkty widokowe lub
nad jakieś jezioro w którym można się ochłodzić. Przed nami
prawie 2000km i przynajmniej 3 dni jazdy. W takim kraju taka jazda
dla mnie może się nie kończyć. Norweska przyroda pochłania nas w
całości.
Po drodze zaskoczył
nas znak drogowy
wskazujacy kilometry do Narwiku. Jest na nim 666km. Wcale nas to nie
dziwi zważywszy na fakt iż Norwegia słynie z mrocznych
klimatów
muzycznych i sięga do najgłębszych metalowych i satanistycznych
otchłani.
Po trzach dniach
byliśmy już na
półwyspie. W głowie się nie mieści i nie jestem wstanie
opisać
uroku tego miejsca, ale mogę to śmiało porównać do
Himalajów
zanurzonych w oceanie. Szpiczaste, strome góry wyłaniają się
z
wody i tworzą pasmo górskie poprzecinane fiordami, zatokami
i
jeziorami. Wody morza norweskiego są krystalicznie czyste, lekko
słone i dosyć chłodne. Plaże są piaszczyste i jak się pływa w
wodzie to widzi się pływające ryby i rośliny na dnie. Ekologia w
tym rejonie to podstawa egzystencji regionu. To dziękki niej
przybywają tu turyści i ludzie mogą jakoś zarobić. Przykrym
faktem jest to, że w Norwegii poluje się na wieloryby, co
oczywiście potępiam. Będąc na Lofotach musieliśmy wspiąć się
na jakiś szczyt. Dopiero z góry można zobaczyć
rozpościerający
się po horyzont bajeczny kraobraz. My weszliśmy na górę Tuva
477mnpm, a ja jeszcze pobiegłem na Blatinden 621mnpm. Choć
górki
wydają się być niskie to jednak trzeba się trochę namęczyć,
żeby się na nie wspiąć. Są po prostu bardzo strome. Teraz to mam
widok.
Przed nami już tylko
ostatnia atrakcja
podczas naszej wyprawy. Jest to Narwik i muzeum bitwy o to miasto.
Musiałem odwiedzić to miejsce gdyż interesował mnie wątek walk
toczonych na dalekiej północy z udziałem polskich żołnierzy.
Wydarzenie to miało miejsce 9 kwietnia 1940 roku, kiedy Niemieckie
okręty podpłynęły pod Narwik udając sojuszników. Norwegowie
nie
dali sie zwieść i otworzyli ogień, co ostatecznie rozpętało
krótką bitwę morską zakończoną druzgodzącą przegraną
Norwegów. Niemcy wysadzili desant i zdobyli miasto i weszli
w głąb
lądu. W tym samym czasie zbliżyły się do fjordu Vestfjord okręty
brytyjskie rozpoczynając pierwszą bitwe morską z Niemcami. Straty
odniosły dwie strony. Cztery dni później silna eskadra
brytyjska
uderzyła ponownie i zniszczyła całkowicie niemiecką flotę
pozostawiajac zaledwie parę dryfujacych, mocno uszkodzonych
jednostek. W Norwegii wciąż pozostawał niemiecki desant na lądzie
przeciwko, któremu toczyły się już walki brytyjskiej
piechoty
wraz z polskimi żołnierzami. Niestety, ale atak Niemców na
Francję
zmusił brytyjczyków do powrotu do Anglii w celu wspierania
Francji
i przygotowywania się do obrony swojego kraju również. Nasz
polski
ORP Grom został niestety zatopiony przez niemieckie lotnictwo
podczas patrolowania wód Narwiku. Był on ostatnim zatopionym
niszczycielem tej bitwy. Cały sens tej kampanii tkwił w przejęciu
korytarza transportowego ze szwedzkich kopalń rud do
niezamarzających zatok Narwiku. Wszyscy potrzebowali metali
oczywiście do produkcji uzbrojenia.
Po Narwiku
rozpoczęliśmy powrót do
Dublina przez Szwecję. Ten kraj jest naprawdę duży. Niekończące
się lasy wielkiej Tajgii. Żmudne proste i długie odcikni
dróg.
Raz zabrakło nam nawet paliwa i bylismy zdani na pomoc
lokalsów.
Chłodne noce i wszechobecna drewniana architektura to jest Szwecja.
Kolejne kraje szybko przelecieliśmy z braku czasu. W Roterdamie na
chwilę się zatrzymaliśmy tylko. Zachwycił nas swoją wielkością
i nowoczesnościa.
Po 15 dniach na
siodle byliśmy już w
domu.
|