baner
omnie     foto wydarzenia spiderstart
prasa wyprawy galeria kontakt (23kB)
fly Counter
 
facebook linkedin youtube
azja viking europe
forselected Pl

Tekst dotyczy tylko miast: New Delhi, Agra, Kalkuta, Rauxall i widzianych po drodze peryferii.

Ogromny kraj z ponad miliardową populacją i egzotyczną kulturą przyciąga turystów.
Magiczne, pozytywne i kolorowe Indie. Brudne, chaotyczne, nielogiczne.
Do Indii przyleciałem prosto z Bangkoku do Kalkuty.
Kalkutę znałem tylko z telewizyjnych programów o Matce Teresie, właśnie z tego miasta.
Lotnisko, na którym wylądowałem przypomina bardziej taki powiększony dworzec PKS, gdzieś na polskich prowincjach niż budynek tego przeznaczenia. Miasto jest wyjątkowe, jedyne w swoim rodzaju. Ma najbrudniejsze powietrze na świecie, a zasady ruchu drogowego… jakie zasady? Nie ma żadnych zasad. Po dwóch godzinach spędzonych na szukaniu noclegu rozbolała mnie głowa, a w nosie i ustach miałem sadzę, która unosi się kilka metrów nad ulicami.  Ugościł mnie pewien Hindus, który jest członkiem międzynarodówki podróżniczej, czyli couchsurferingu. Tam zostawiłem bagaże i wyruszyłem na podbój miasta. 
Smród i jeden wielki syf. Podjechałem metrem do centrum, a tam najwyższym budynkiem jest biurowiec ich marki samochodowej TATA. Wygląda raczej jak nasze gierkowskie blokowiska, ale robi robotę. Zatrudnia tysiące pracowników i kopiuje wszystkie europejskie auta. Przepraszam! Niemieckie. Od Opla Corsy, po Mercedesa G. Czas coś zjeść. Najtańsze żarcie oczywiście na ulicy. Sympatyczny pan z dużym brzuszkiem odziany w brudny kubraczek nałożył mi brudnymi łapkami papkę z ichnym chlebem zwanym chapati, który to pogniótł w tych swoich łapkach i podał mi. Zniesmaczony zjadłem to pikantne coś. 
Od tamtej pory jadałem tylko w restauracjach…dużo powiedziane, jeśli kanciapa kulinarna zrobiona w zagrzybiałym garażu można nazwać restauracją. Myślisz sobie pewnie gdzie jest McDonald’s? Po pierwsze nie jadam w McDonaldach, po drugie bojkotuje go, a po trzecie nawet go tam nie było, czy innych bardziej zachodnich jadłodajni u wujka Sama. Zaraz, zaraz.... Z jednej strony mi się podoba ten cały nazwijmy to po imieniu rozpierdol, ale wszystko ma swoje granice uważam. Skoro Indie notują dynamiczny rozwój gospodarczy to mogliby kupić parę śmieciarek na ulice lub chociaż zadbać o czystą wodę bieżącą dla ludzi. Chiny są podobnej wielkości i mają przybliżoną liczbę ludzi, a jednak potrafią nad tym zapanować.  

ulice Kalkuty

Transport publiczny to jest to, czym trzeba się poruszać, żeby zmniejszyć korki i zmniejszyć emisję spalin. Tam korki i tak będą, a powietrze czystsze nie będzie, ale… Przejażdżka metrem to dopiero przeżycie. Wgniatany w ludzi pośród spoconego tłumu czuję się jak sardynka w puszcze wystawionej na słońce w upalny dzień. Ktoś kicha, ktoś prycha, ktoś zdycha. Policja z AK47 w rękach bacznie się rozgląda wokół, a ja jestem pod obserwacją tłumu. Autobusy to jest dopiero jazda. Oczywiście stare i niesprawne oraz poobijane z każdej strony, dlaczego? Tam nikt nie patrzy na to, kto ma pierwszeństwo. Tam po prostu jedziesz, bo jedziesz i tyle. Jeśli ktoś ci wyjedzie to hamuj, a jak nie masz hamulców to wal w niego. Jadąc autobusem przeżyłem sytuację, kiedy inny jadący z boku autobus chamsko spychał nas z toru jazdy trąc nasz bok swoim bokiem. Akcja niczym z filmu… bollywódzkiego. Najfajniejsze miejsce to zdecydowanie Victoria Palace. Dawna siedziba władczyni brytyjskiego imperium. Niby ładnie, niby spokojnie, a jednak pewien przesympatyczny pan, który ze mną rozmawiał dłuższy czas zażądał ode mnie pieniędzy za wskazanie czegoś tam. W międzyczasie podejrzani goście podchodzili do mnie i słuchali, o czym rozmawiam z ludźmi, a było ich trochę. Patrzyli gdzie idę… po prostu śledzili. Co się później okazało była to tajna policja. Tak, jestem międzynarodowym terrorystą, który chce zniszczyć ten wasz mlekiem i miodem płynącą krainę.  

Pojechałem do Nepalu pociągiem z Kalkuty. Stara, zapuszczona puszka na kołach wlekła się siedemnaście godzin do granicy indyjsko-nepalskiej. W trakcie jazdy jakiś młody chłopak zagadywał mnie swoim całkiem dobrym angielskim do chwili, aż złapał go za łeb policjant, opie….ił i wyrzucił na następnej stacji. Okazało się, że był jednym z wielu cwaniaków, co częstują turystów jakimś jedzeniem wcześniej wzbudzając w nich zaufanie, a później zasypiasz i budzisz się w samych gaciach.
Cztery dni spędzone w chaosie, brudzie i smrodzie przekonały mnie, że nie chcę tu wracać. 

na granicy z Nepalem

Oczywiście można by tu pisać sporo o ich życiu religijnym, które jest bardzo ciekawe. Kryszna, Hinduizm, Buddyzm. Filozofia Mahatma Gandhiego i walka bez użycia przemocy. Ich baśnie i pieśni też sporo wniosły w śwatową kulturę. Można pojechać na luksusowe plaże Goa i spać w dobrych hotelach. Wynająć sobie szofera i mieć wszystko w czterech literach. My jednak chcieliśmy odstąpić od turystyki i tak po prostu się pobujać między ludźmi i zobaczyć ich życie codzienne z boku. 
A jednak z Nepalu trzeba było tu wrócić. Wraz z Jackiem spędziliśmy tylko 37godzin w autobusie jadącym z Katmandu do New Delhi. Pojazd oczywiście sięgał standardom naszych starych Autosanów. Pasażerowie to jakaś pomyłka. Brud i smród. Kichali, pluli, kaszleli i nie przestrzegali żadnych zasad kultury osobistej, czy higieny. Przez całą drogę siedział za nami młody chłopak, który strasznie kaszlał dzień i noc jakby miał gruźlicę. Ust wogóle nie zatykał, bo po co? Oczywiście trzeba to tolerować, bo takie są tu zwyczaje, więc tolerowaliśmy. Złotówki jednak nie dołożę na walkę z epidemiami w tym kraju. No nic, w końcu dojechaliśmy.

ulice New Delhi

New Delhi, stolica Indii to… jedna duża wioska. Po głębszych poszukiwaniach hotelu cenowo wahających się w kwotach od 20usd do 2usd wybraliśmy najtańszy wariant. Łazienka niczym w rynsztoku, woda z kranu to prawdziwy ściek, a pokój mhmm… całkiem, całkiem. Centrum miasta wygląda jak pobojowisko. Wszędzie, dosłownie wszędzie walają się śmieci. Bezdomni śpiący na ulicach już nie robią na nas wrażenia. Wychudzone psy i konie bezpańskie, szczury i robale są wszechobecne w całym mieście.

martwe szczury w New Delhi

Jak tylko pojawiliśmy się na ulicy od razu byliśmy zaczepiani przez przechodniów i słyszeliśmy tylko… give me one dolar! Nie mogliśmy się od nich odpędzić. Wszyscy czegoś chcieli. Próbowali wciskać jakieś bzdety, niepotrzebne nam rzeczy. Zagadywali próbując w coś nas wkręcić, jakiś lewy interes, może nas okraść, oszukać, nie wiem. Raz miałem sytuację, kiedy facet chciał mi sprzedać jakiś lewy telefon komórkowy. Nie chciał się odczepić i dalej dążył do jego sprzedania. Prawdopodobnie był to współpracujący z policją złodziej, który sprzedaje kradzione rzeczy, a później policja cię zatrzymuje i masz problemy. No chyba, że zapłacisz. Totalne przeludnienie wymieszane z bałaganem, upałem i pyłem. Tak, pył był wszędzie, że nie było, czym oddychać. W restauracjach jedzenie również nakładali rękami. Kiedy prosiliśmy ich o używanie sztucy oni patrzyli nam w oczy i z aroganckim uśmiechem nakładali je dalej rękami. Co rusz ktoś sobie z nas żartował i drwił. Gdybyśmy byli ubrani w kolorowe szaty i mieli dredy na głowie i kropkę na czole jak kilku turystów to pewnie bylibyśmy traktowani jak swoi ziomale. Woleliśmy jednak sprawdzić jak będą nas traktowali jako normalnych Europejczyków. Porażka.

wychudzony koń

Czuliśmy się tam wyobcowani. Korzystać z internetu w kafejce mogliśmy, ale najpierw kserowali nam paszporty, a później musieliśmy wpisać w książkę odwiedzone witryny. W zwykłych sklepach jakoś nie byli skłonni nas oszukiwać z cenami chyba z tego względu, że boją się łamania prawa i utraty klienteli. Wyjechaliśmy nawet na jednodniową wycieczkę do Agry. Zapłaciliśmy za autobus z klimatyzacją, a dostaliśmy jakiegoś archaicznego grata bez niej. Agra to miasto położone nieopodal New Delhi. 
Tak samo zatłoczone, głośnie i brudne. Przy zabytku zwanym Red Fort zaczepiali nas żebracy i handlarze pamiątek. W pobliżu leżą rozsypane śmieci, a na nich święte krowy wybierające coś, co można by przekąsić. Taj Mahal moi drodzy to zabytek, pałac, do którego przyjeżdża tysiące turystów. Przyciąga swoim urokiem, płaskorzeźbami i malowidłami na murach. Należy nawet do siedmiu cudów świata. Cena biletu dla europejczyków wynosi 20usd, dla Hindusów nic. Zbojkotowałem ich i poszedłem od dupy strony, od tyłu znaczy się. Tam płynie mętna rzeka, a wzdłuż niej rozciąga się wysypisko śmieci. Do Świątyni nie podejdziesz, bo ogrodzona jest kolczastym drutem, a za nim policjanci z karabinami. Idź stąd! Krzyczy do mnie jeden z nich. Idę, ale fotkę strzeliłem. Jacek w tym czasie był już w środku budynku. Później stwierdził, że na tytuł cudu świata raczej nie zasługuje. 

Taj Mahal

Po powrocie do stolicy nie wychodziliśmy praktycznie z hotelu. Na szczęście mieliśmy w pokoju TV z anglojęzycznymi kanałami. Oglądaliśmy tylko filmy, a na ulice wychodziliśmy tylko coś zjeść. Wkurzało nas to, że każdy czegoś chciał i zawracał głowę jakimiś głupotami . Do tego wszystkiego dodać trzeba, że do hotelu zawitała nam nawet policja. Starszy pan, tajniak z turbanem na głowie i długą siwą brodą przesłuchał nas i skserował nasze paszporty. Dlaczego pytamy? Nie ważne usłyszeliśmy. No tak! Kiedy się chodzi nie tam, gdzie się powinno to ma sie problemy z prawem. Ta krótka wycieczka za miasto i po nim ukazała nam prawdziwe oblicze tego kraju. Niestety za wiele dobrych rzeczy powiedzieć nie możemy. 

ryksza

Rozumiemy, że jakbyśmy byli pokornymi turystami, co jeżdżą tylko w modne miejsca i za wszystko płacą to nasze wrażenia byłyby inne... takie same jak wszystkich. Nie potępiamy tego typu objazdówek lecz my wolimy ukazaywać, także drugą stronę medalu, bo tej błyszczącej jest w internecie, aż za dużo. 

transport szkolny

Indie to kraj posiadający jedną z najśilniejszych armii na swiecie i ma własny program kosmiczy, ale o opiekę nad własnym narodem, ich byt i ogólnie sytuację nie dba za wiele. Cóż jak to oni powiadają.... jesteś biedny? Taka karma!

coca cola

Jedyne godne uwagi ucywilizowane miejsce to zdecydowanie lotnisko Indira Gandhi w New Dehli. Ponoć najlepsze na świecie i my też podtrzymujemy te opinię. Chodzi się po czerwonym dywanie, siedzi na skórzanych krzesłach. Można nawet sobie poleżeć na przystosowanych do tego lożach i zrobić zakupy w luksusowym sklepie. To tyle. Wsiedliśmy w gigantyczny samolot Airbus A330 200 rosyjskich linii lotniczych i pofrunęliśmy do Moskwy.
Rosja

Mongolia

Chiny

Wietnam

Kambodża

Tajlandia

Indie

Nepal